lifestyleporady

Pracoholizm niszczy życie erotyczne!

Pracoholizm niszczy życie erotyczne

Jako nastolatka nigdy nie sądziłam, że zamiast gwiazdą kina po prostu dobrym pracownikiem będę… pracoholikiem. Jak do tego doszło i co robię, by wrócić do normalności? O tym będzie w dzisiejszym wpisie. Jedno wiem na pewno: pracoholizm niszczy nie tylko życie erotyczne, ale w ogóle codzienność. Niszczy człowieka jak każdy inny nałóg. Najwyższy czas zatrzymać się na drodze i powiedzieć sobie: zawracaj!

Pracoholizm, co to jest?

Najprościej tłumacząc wszelkie definicje: pracoholizm to moment, kiedy praca staje się Twoją obsesją. W efekcie zaniedbujesz wszystkie pozostałe sfery swojego życia. To jest jak uzależnienie, nie możesz się wyrwać, w pewien sposób NIE CHCESZ się wyrwać. Tak dobrze znasz tę rzeczywistość ciągłej pracy, że uznajesz ją za bezpieczną i korzystną, mimo że wszystko wokół Ciebie się sypie. Nie masz siły, by walczyć z NIEODPARTĄ POTRZEBĄ PRACY.

Dlaczego pracoholizm niszczy życie erotyczne?

Pracoholizm wpływa na każdą sferę życia. Ja to odebrałam jako utratę osobowości i w pewnym stopniu utratę człowieczeństwa. Po prostu na co dzień mnie nie ma.  Nie mam wglądu we własne uczucia i potrzeby. Jestem starzejącym się robotem. A życie erotyczne? Jak można prowadzić życie erotyczne bez skupienia na własnych uczuciach? Doszłam do momentu, w którym przyjemność to dla mnie strata czasu.

Jakie skutki daje pracoholizm?

Pewnego dnia, siedząc przed kompem jak zwykle, dostałam wiadomość od szefowej:

  • Patrycja, czy coś złego się dzieje? Zauważyłam, że pojawia się mniej tekstów… Czy coś cię spowalnia?

To był dla mnie cios, przecież ja pracuję non stop! Jak widzicie, nie przełożyło się to na efekty. To jeden z wielu skutków: stajesz się mniej wydajny. Jakie inne skutki pracoholizmu zaobserwowałam na sobie?

Jakie skutki daje pracoholizm

  • Czy to sobota, czy środa: bez znaczenia. Przestałam wiedzieć, jaki mamy dzień tygodnia.
  • Życie uczuciowe przestało istnieć. Seks był automatyczny, okazywanie miłości ukochanej osobie: zero. Nie umiałam znaleźć na to…czasu.
  • Zaczęłam wyglądać jak złomiarz. Mycie głowy? To zadanie dla słabych.
  • Rzeczy, które zawsze dawały mi radość przestały dla mnie istnieć.
  • Nie umiem siedzieć bezczynnie, np. czytanie książki dłużej niż 10 minut nie wchodzi w grę. Oglądanie filmu? Nie mogę się skupić.
  • Przestałam mieć plany i marzenia.
  • Nie mam ochoty na seks, stale ignoruję potrzeby ciała.

To moje osobiste skutki, pewnie jest ich znacznie więcej. Niektórych nie widzę, a niektóre znajdą u siebie inni pracoholicy.

Jak stałam się pracoholikiem?

Ledwie skończyłam 18 lat i wyjechałam na 2 koniec Polski z domu rodzinnego, by poznać świat, znaleźć odpowiedzi na różne pytania i ułożyć sobie życie. Nie wiem, czy pamiętacie siebie, jako nastolatków, ale ja wiem dzisiaj, jakim byłam wtedy dzieckiem. Niewinnym, naiwnym do granic możliwości i bardzo podatnym na krzywdę. Mam tę cechę, że uparcie chcę wszystkich zadowolić i zawsze daję z siebie maksimum. Tak było w pracy na pół etatu, tak było podczas głupiego rozkładania towaru i tak jest obecnie, kiedy moja praca jest bardziej na miarę moich możliwości i jest zgodna z marzeniami.

Takie powiedzenie: Rób to, co kochasz, a nigdy nie przepracujesz dnia, jest moim zdaniem zgubne. Bo ja też tłumaczę od miesięcy: przecież ja kocham pisać, to nie jest dla mnie praca! Jednak 12 godzin przed komputerem dzień w dzień, bez przerw na zrobienie obiadu, rozmowę z bliskimi, czy pogapienie się w sufit nie brzmi zdrowo, co nie?

Przestałam umieć nic nie robić. Jak nie pisałam, to dostawałam napadu ADHD: a to muszę pozamiatać, a to umyć naczynia… Jeśli znacie ten stan, szybko coś z tym zróbcie. Bo obecnie jestem w takim momencie, że na nowo muszę nauczyć się czerpać radość z rzeczy, które cieszyły mnie bez wysiłku. Jak po ciężkim odwyku, kiedy uczysz się żyć na nowo.

Jak walczę z pracoholizmem?

Przyznam szczerze, że bez Patrycjusza nie dałabym rady. To on właściwie siłą zatrzymał mnie w dzikim pędzie po… właściwie po nic. Mnie nikt nie gonił, nie zmuszał do pracy, do nadgodzin nie zmusza mnie również sytuacja finansowa. Po prostu się zgubiłam. Dużym wsparciem jest także kot, który pakuje się na kolana i ma w puszystej dupce to, że akurat pracuję. Przerwy na zabawę z kotem były przez wiele dni jedynymi, na które sobie pozwalałam. Jak walczę z pracoholizmem?

  • Zmuszam się do odpoczynku. Jak to patologicznie brzmi! W miniony weekend dostałam potężnej migreny z WYRZUTÓW SUMIENIA, że odpoczywam.
  • Staram się wydzielać czas na pracę (pracuję z domu) i po upływie 8 godzin, choćby nie wiem co, wyłączać komputer.
  • Chcę wyjść z obsesji nadrabiania/robienia z wyprzedzeniem i na zapas.

Patrycjusz zarzucał mnie tekstami w stylu: Ty ciągle musisz coś nadrabiać, ale co Ty chcesz nadrabiać! Na tym polega praca, że codziennie jest coś do zrobienia i nigdy nie zrobisz tyle, by nie mieć nic!

  • Zmuszam się do mycia głowy, robienia maseczek na twarz i nakładania balsamu. Kilkanaście minut robienia czegoś dla siebie.
  • Patrycjusz wykonuje mi masaże erotyczno-relaksacyjne (jest taki kochany), które nie tylko zdejmują napięcie z mięśni, ale również ponownie wzbudzają ochotę na seks.
  • Wciąż szukam nowych sposobów i staram się poświęcać trochę czasu na myślenie/zastanawianie się nad codziennością. Powoli pozwalam sobie również na marzenia i fantazje.

Nadzieja wyjścia z pracoholizmu

Zawsze myślałam, że jak odpuszczę na jeden dzień, to zrobią mi się potężne zaległości, a świat runie. Tymczasem… nikt nie zauważył różnicy. 3 dni wolnego (weekend) nie spowodowały żadnych złych konsekwencji. Niby logiczne, ale po prostu zapomniałam o wszelkiej logice. Natomiast dzisiaj, mimo że jest poniedziałek, wyraźnie pojawia się przede mną nadzieja wyjścia z pracoholizmu.

Kończąc swój wywód, chciałam poprosić Was o dbanie o samych siebie. Granica oddzielająca normę od patologii jest tak cienka, jak moment, w którym całe opakowanie ciastek zamienia się w puste. Pracoholizm nie daje żadnych korzyści. A życie ma się tylko jedno i niestety nigdy nie mamy do niego instrukcji. Stąd łatwo o błędy. Ale drugą cechą życia, o której zwykle zapominamy, jest możliwość SPRÓBOWANIA INACZEJ. Dziękuję za poświęcony czas na czytanie i gorąco pozdrawiam!

Zdjęcia wzięłam z serwisu Pixabay.pl

10 komentarzy

  1. Pracoholizm jest okropny. Mój znajomy zaczynał zakopywać się we wlasnym życiu, w dodatku nie widział przeszkód. Wszystko chciał robić lepiej i więcej, a rodzina schodzila na drugi plan. I niestety, ja powoli też zaczynałam wpadać w ten stan. Myslalam, ż robię dobrze pracując w 3 miejscach, bo przecież wszystko idzie pogodzić. I co? Zaczynałam wytracac się z zycia spolecznego. A zycie mamy jedno i wcale nie jest ono równe pracy.

  2. Pracoholizm, podobnie jak inne uzależnienia niszczą wszystko. Jeśli nie mamy kogoś pod ręką, osoby, która dostrzeże problem to wtedy będzie krucho, ponieważ nam samym ciężko dostrzec problem a jak dostrzeżemy to już może być za późno.

  3. Masz całkowitą rację, też przez jakiś czas wpadłam w tę pętlę. Myślałam, ze muszę od siebie wymagać, wmawiałam sobie, ze nic nie robię, bo ciągle coś było do zrobienia nie widząc tego, ze pracuję cały czas. Seks też był mnie przyjemny zwłaszcza przez stres. Na szczęście z tego wyszłam, choć teraz może robię za mało ups ;p

  4. Dzięki za szczere i mądre spostrzeżenia. Pracoholizm to choroba, z której od 5 lat próbuję się wyleczyć. Jest cholernie trudno, bo pogubiłem tak wiele normalnych-pięknych zachowań. Ciągle jeszcze szukam co jeszcze mam do zrobienia, zamiast czerpać z życia to co najlepsze, przyjemne, przyjazne dla mnie i moich bliskich. Twoje doświadczenia są tak prawdziwe, że aż dusza boli. Równowaga, to to, co musimy złapać jako odtrutkę na tą cholerę. Życzę ci tego , jak i sobie i nam podobnym.
    I dziękuję, że jesteś.

Odpowiedz